Łączna liczba wyświetleń

środa, 28 grudnia 2016

Świąteczne dłubanki

W tym roku postawiłam na recykling. Bombki powstawały na bazie zużytych żarówek energooszczędnych - kul. Jak to zwykle u mnie bombek powstało chyba z 20. Zdjęć doczekały się tylko dwie. Ale satysfakcja ta sama.



środa, 21 grudnia 2016

Wycinka

Letnia wichura postawiła na swoim i przewróciła jeden z kasztanowców. Całe szczęście, ze przewrócił się na stary budynek gospodarczy a nie na ulicę. nie mniej jednak wystosowaliśmy pismo do Urzędu o zgodę na wycinkę wszystkich trzech. Czort wie w jakim stanie są pozostałe 150 letnie drzewa. Zgoda przyszła ale wycinka to już większe przedsięwzięcie. Zwyżka, kilkoro ludzi i robota na kilka dni. Ten przewrócony poszedł cały, a dwa kolejne tylko zostały przycięte. Po ścięciu większości okazało się, że decyzja o wycince była dobra. Pnie pozostałych dwóch drzew są w całości puste w środku. Kolejna wichura mogła przewrócić je w Bóg wie jakim kierunku.  









poniedziałek, 19 grudnia 2016

Post którego nie powinno byc

Tego posta powinno nie być. Ale nie ma tak dobrze. Dzieć już "dorosły", nie życzy sobie zamieszczania zdjęć bez nadzoru merytorycznego z jej strony. OK. Jej prawo. Nie mniej jednak wiele już razy przekonałam się , że pamięć ludzka (a szczególnie rodzicielska) jest zawodna. Wiele razy również, blog był dla mnie wybawieniem jeśli chodzi o daty i szczegóły. Będzie więc krótko i szczegółowo, aby tylko zapamiętać najważniejsze. No i z merytorycznym wsparciem dziecia.

Jakiś czas temu padł pomysł żeby babci zrobić obraz z wszystkimi wnukami, bo wiecznie narzeka że nie ma zdjęć. A ze jest ich w tej chwili pięcioro (troje oryginalnych i dwie wnuczki przyszywane) wymyśliłam, ze skoro Kasia robi imprezę urodzinową w grudniu i  wszyscy zainteresowani będą zrobimy zdjęcie "przy okazji". Niestety pozowane zdjęcia były sztuczne i niefajne. Młoda zostawała na noc u Kamili i Mateusza wiec kiedy my pojechaliśmy do domu, oni urządzili sobie sesję zdjęciową. I oto efekty. Pierwsze zdjęcie, to jest to które dostąpiło zaszczytu zawisnąć w dużym formacie w babcinym salonie.







czwartek, 6 października 2016

Znów testujemy

Po raz kolejny dostałyśmy się do programu testującego. Tym razem na tapetę poszły jogurty Jogobella. W trzech wersjach : Breakfest, Musli i 8 zbóż. Każda w kilku wariantach smakowych. Niestety, kłopot pojawił się już w momencie zakupu. W końcu udało nam się zdobyć wszystkie rodzaje ale nie wszystkie smaki. Było tego jednak i tak wystarczająco dla nas i naszych znajomych.  
Przemyślenia po spróbowaniu. Smaki jogurtów bez zmian, a że lubię Jogobellę to oczywiście nie narzekam. Co do samych dodatków....  Dużo, urozmaicone, niemniej jednak ja osobiście nie lubię rozmoczonych płatków, wolę chrupiące. Jak dla mnie więc, najlepsze okazały się jogurty w wersji Breakfest, gdzie musli jest w osobnym opakowaniu. Dodatkowo w tej właśnie wersji najwięcej chyba było wariantów smakowych. Znajomi jednak nie narzekali, że "niu im nie chrupie"w jogurtach 8 zbóż i musli. Może lepsze i zdrowsze byłyby jogurty naturalne ale cóż tam trochę cukru. Lepsze smaczne i słodkie. Przynajmniej dla mnie. A mam prawo mieć własne zdanie. I tyle. Były, nie ma, zjedzone. Na pewno będę je jeszcze kupować.




sobota, 26 marca 2016

Krótko

Wesołych Świąt. 
Żeby nie było gorzej. I tyle mi wystarczy.



Credits : Beautiful spring by Rena Design ( http://renadesigns.blogspot.com/), litery Un Parfum de Printemps( http://www.digiscrap.ch)

środa, 23 marca 2016

Mój moment z Monte

Znów nam sie udało. Dostałyśmy sie do projektu Monte z dodatkami. Testujemy deserki Monte z dodatkami w ośmiu wersjach : z ciasteczkami, z wafelkami, z kulkami czekoladowymi, z kulkami cappuccino , z wiśniami, crunchy, z ciasteczkami czekoladowymi i czekoladowymi płatkami. największą testerką była oczywiście Martyna. Jej najbardziej smakowały czekoladowe ciasteczka, podobne w smaku do Oreo. Mnie osobiście wiśnia i crunchy ale w zasadzie pyszne były wszystkie. Założenie jest jednak takie ze konsument lubi słodkie desery. Słodka baza i słodkie dodatki mogą bowiem zmulić.  Do tej pory "mieszane" desery to był bazowy jogurt i do tego dodatki. Fajnie, że wymyślono coś nowego. 



wtorek, 2 lutego 2016

Ścianka

Martyna, gdyby ją teraz postawić na ściance, dałaby sobie doskonale radę. Ma już wprawę. I nie trzeba pracować w stolicy. Mała wieś wystarczy :-)


Styczeń to jak zwykle - wieczór kabaretowy. Tym razem z Kabaretem Młodych Panów.  Biletowany ale publicznośc jak zwykle dopisała. Daw spektakle zgromadziły w sumie prawie 600 widzów. Nieźle jak na "małą wieś".

Wieczór z gwiazdą był okazją do spotkania z Tomaszem Ciachorowskim,



a gminne spotkanie środowisk samorządowych do poznania, wreszcie, Piotra Kupichy.




poniedziałek, 25 stycznia 2016

Klątwy ciąg dalszy

Święta w zeszłym roku były niewesołe. Na początku roku dom budowany przez Beatę i Marcina poszedł z dymem. Całkowicie. To co został nadaje się do rozbiórki. Prawdopodobnie od komina. Szczęście w nieszczęściu, ze jeszcze nie mieszkali , bo prawdopodobnie nie było by ich z nami. Teraz zaczęła się walka z ubezpieczycielem. Ale wiecie jak to wygląda w praktyce.




Prace ręczne również nam nie szły. Choinki , które miały przynieść jakiś zysk rozeszły się po znajomych i rodzinie. Jakoś tak...











środa, 20 stycznia 2016

O końcu i końcu totalnym

Najpierw cofniemy się do sierpnia. Młodej na dolnej wardze zrobiła się mała krostka. Taka twarda, bezbarwna. Myślę - nie pierwsza i nie ostatnia. Sama zejdzie. Znamię zmieniło kolor na ciemny fiolet, mimo ze wciąż było małe. W połowie sierpnia pojechałyśmy do stomatologa. Pani doktor zaraz spytała co to za "coś" na ustach. Okazało się że to może być naczyniak. Skierowanie do Kliniki Chirurgi Twarzowo-Szczękowej w Katowicach. W rejestracji trzeba być około 7 rano, żeby o jakiejś przyzwoitej godzinie zostać przyjętym. Zobaczono nas ale to była tylko wizyta kwalifikująca do ewentualnego zabiegu. Terminy zabiegów dopiero na luty 2016 !. Pani doktor zobaczyła, stwierdziła że naczyniak, że bardzo mały, bezproblemowy i kazała wyznaczyć termin zamrożenia. Chwała Panu, że nasza stomatolog napisała, że pilne (i chwała, że sama tam pracuje) termin już na początek września. We wrześniu pojechałyśmy,  jakżeby inaczej przed siódmą. Do lekarza weszłyśmy około dziewiątej a potem do południa musiałyśmy czekać , bo okazało się, ze nie ma takiej malej igły do wymrażania w poradni, jest tylko na bloku operacyjnym. Ściąganie aparatury z bloku trwało, bagatela trzy godziny. Tylko tyle dobrze, że trafiłyśmy na naszą dentystkę. Młoda już się tak nie bała. W przeciwieństwie do mnie, bo podczas podawania znieczulenia tak mi się zrobiło...że byłabym zemdlała. Ale się jakoś pozbierałam. Zamrozili. Brzydkie to było, bolało ale po półtora tygodnia zaczęło się goić. Po dwóch tygodniach zaczęło na nowo rosnąć. Znów kolejny piątek w klinice. Pan doktor stwierdził że za płytko zamrożone. jeszcze raz. Znów się ślimaczyło tydzień, potem poprawa i znów nawrót. przypominam, że to ciągle ten sam naczyniaczek , który na początku pani doktor określiła jako nie wart zachodu i ruszania. Potem prawie miesiąc gojenia i decyzja o bardziej inwazyjnym zamrożeniu. Jak zamrozili tak oparzyli całą dolną wargę. Bąbel wywinął jej wargę tak, że tydzień jadła kawałeczki wielkości jednego centymetra i piła przez słomkę. O bólu nawet nie wspominam. Goiło się bardzo długo ale chwała Panu zagoiło się w końcu w styczniu. Niestety została blizna. Zamierzałam zmusić ich do usunięcia blizny, powstałej w końcu przez ich  partactwo ale jak pomyślałam o kolejnych wizytach i niestety operacyjnym wycinaniu blizny to sobie i Martynie darowałam. Mam nadzieję, że młode ciało da sobie z tym samo radę. Obym się nie pomyliła. Takie to mieliśmy znów przygody z polską służbą zdrowia. 
Howk.

O tym jaki zły był dla naszej rodziny koniec roku jutro.