Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 9 września 2013

Nie ma to jak rodzina

Jeszcze siedzę w gipsie. Do 20 września. Co potem? No zobaczymy. Kontrola pokaże. 29 sierpnia pojechałam na kontrolę. Odstałam swoje (od 7.00 do prawie 11.00, ale to podobno i tak krótko) i dowidziałam się, że kość łódeczkowata podobno nie jest jednak złamana - ufff! (podobno, bo jakoś tak pan doktor bez przekonania mówił, no ale to on jest lekarzem więc tymczasowo wierzę). Założyli nowy gips, tym razem szynę przedramieniową,  równie niewygodną i siedzę sobie w domku na L4. Niby mi dobrze ale co to za siedzenie w domu kiedy po pierwsze czasem trzeba jednak zajrzeć do roboty (!) a i w domu za dużo nie zrobię. W ramach zaglądania do roboty, zajrzałam w sobotę. Przyłączyliśmy się do akcji Narodowe Czytanie już dość dawno temu. Nie mogłam więc tego odpuścić. Nie przyszły powalające tłumy, jednak sporo osób pokazało że wspólna zabawa w czytanie znakomitych, nawiasem mówiąc, tekstów hrabiego Fredry to dobry sposób spędzenia sobotniego przedpołudnia. 


W zeszły poniedziałek byliśmy z Martyną na pierwszej sesji BFB. Czekaliśmy prawie rok i na razie nie jestem zadowolona. Pani psycholog, bo jak mniemam nim właśnie jest pani przeprowadzająca treningi, jak na razie wykazała się wielkim nieprofesjonalizmem. Po pierwsze zupełnie nie wytłumaczyła na czym polegają kolejne zadania, po drugie w trakcie treningu zadzwoniła sobie do syna a potem jeszcze pogadała z koleżanką. Z tego co wiem, w trakcie sesji powinno być zupełnie cicho, w końcu to ćwiczenia na koncentrację. Zobaczymy co będzie dziś. Jeśli to się powtórzy, trzeba będzie interweniować a to już nie będzie przyjemne.

Od kilku tygodni planowana była impreza niespodzianka dla teściowej z okazji jej 60 uro dzin. Oprócz nas miejscowych przyjechała rodzinka z Wieńca. Wszystko się udało, nikt się nie wyzdradził. Trzeba było widzieć minę mamy, szczególnie kiedy zobaczyła Tomka z Dorotą i Grażynę z Tomkiem (brata i siostrę z rodzinami). A potem łzy, nie tylko jej. Ale potem było już tylko wesoło. Tym bardziej że duże różnice wieku powodują kłopoty ze zwracaniem się do siebie. W końcu wszyscy mówiliśmy do siebie po imieniu. Najbardziej wyszalały się dzieciaki. W końcu nie co dzień mogą nocą grać w bilarda. 


Z ciocią Grażyną i wujkiem Tomkiem

 Z ciocią Dorotą


Z solenizantką


Wszyscy balangowicze



No i mina mamy kiedy nas wszystkich zobaczyła - bezcenna



Nazajutrz spotkaliśmy się jeszcze na kawie ale potem rodzinka przyjezdna musiała się zbierać. 


Od lewej : Asia, Tysia, Tosia i Zuzia

Kawał drogi był przed nimi. Ciężko znów było się rozstać. To aż niemożliwe jak bardzo ich polubiliśmy ( mam nadzieję, że ze wzajemnością). Teraz nadrabiamy te wszystkie lata kiedy się nie znaliśmy. Aż strach pomyśleć, że mogliśmy się nigdy nie poznać. Poznajemy się na raty. Najpierw Tomek, brat mamy. Potem jego żona Dorota i córki Zuzia i Asia. Później siostra mamy Grażyna i jej mąż Tomek. Przelotnie ich syn Mateusz. Nie znamy się jeszcze z córką Grażyny - Pauliną i jej mężem i synkiem Leosiem, ale mamy nadzieję szybko to nadrobić. W sobotę poznaliśmy córkę Pauliny - Antosię i wszyscy się w niej zakochali.




Mnóstwo radochy miały też psy. Dawno nie było tyle rąk do głaskania.

W naszej rodzinie tak się złożyło, że wszyscy mają szczeniaki. Ciocia Beata  Barrego, my Molkę a ciocia Kasia Mańka. Maniek na prawdę nazywa się Manu Winner Time Donald Duck (czy jakoś tak) i jest rasy basenji.




Molka niestety (dla niej) coraz większa i nie mieści się już w koszykach, szczególnie w tym od Milki, a usilnie próbuje się w niego wepchnąć ;-) 



Zaczął się nowy rok szkolny. Szósta klasa to już nie przelewki. W tej chwili najważniejsze jest napisanie pisma o wydłużenie czasu na egzaminie szóstoklasisty. Niby jest w zaleceniach i PPP i lekarza ale i tak OKE zdecyduje. Lekcji mnóstwo, zadań jeszcze więcej a tu coś się przyplątało. Wczoraj wieczorem Grzesiu leżał z gorączką a przed chwilą dzwoniła wychowawczyni ze szkoły ze Tyśce zimno i źle się czuje. Przywiozła mi ją do domu a teraz Tyska śpi. Mam nadzieję że to tylko zmęczenie wychodzi a nie choroba.



A tak było jeszcze tydzień temu, po rozpoczęciu

No zapomniałam jeszcze pokazać co z Tysią zrobiłyśmy dla Antosi, Zuzi i Asi  oraz Grażynki i  Doroty. Większość Tyśka bo ja jestem niestety wyłączona z robótek ręcznych. Moja rola skończyła się na maszynie do szycia (to potrafię lewą ręką) i nadzorowaniu. 






Dobra, uzupełniłam. Musi trochę ręka odpocząć.