Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 20 sierpnia 2013

o końcu wakacji i początku nowych

Krótko. Zachciało mi się rolek.  Z racji ładnej pogody wybrałyśmy się z Tysią w niedzielę do parku na rolki. Super sprawa. Właśnie położyli nowy asfalt w alejkach. Jechało się jak po stole. Niestety w pewnym miejscu przekopali alejkę od kabel (tak myślę), Tyśka zwolniła i przekroczyła, ja zwolniłam i chciałam przejechać. Niestety, rolka mi pojechała, reszta została. Starałam się upaść z wdziękiem, bo park pełen ludzi. Sposób przereklamowany. Chrzanić wdzięk. Mogłam gruchnąć teraz nie byłoby kłopotów. Pozbierałam się szybko. Ręka bolała jak diabli, wyskoczyła buła na nadgarstku ale zwaliłam to na karb uderzenia.  No niestety, kara musi być. Telefon do Grzesia. Zebrał nas. W domu altacet i takie tam. Rano jednak zdecydowałam, ze popołudniu pojedziemy na urazówkę (!) na prześwietlenie. No i wróciłam z ręką w rękawiczce balowej (tak to się pięknie nazywa). Prozaicznie rzecz nazywając : złamanie kości promieniowej i podejrzenie złamania kości łódeczkowej reki prawej. Gips i przedłożone wakacje (L4) na razie do 29. Potem kontrola i kolejny gips, jak podejrzewam do połowy września. Mam przechlapane. Żeby to chociaż lewa ręka a tak nic zrobić. Nawet to pisanie to kłopot. Tak więc posty będą krótkie i raczej rzadko. Acha i przestroga. Jak upadacie to pamiętajcie : chrzanić wdzięk. Upadajcie tak żeby sobie zrobić jak najmniejszą krzywdę. Hawk.

piątek, 16 sierpnia 2013

Odpustowe mega lody

Zaliczyliśmy wczoraj odpust w Żychcicach. Tam jak zwykle kramów dużo a na kramach jeszcze więcej. Wybór był trudny. Tyśka postawiła na biżuterię . Kupiła bransoletkę i kolczyk - imitację rozpychacza, o którym już dawno myślała. No i oczywiście jak co roku drewniane puzzle przestrzenne. W tym roku talizman chiński do powieszenia  - smok i feniks. Właśnie siedzi i składa  Niezła lekcja cierpliwości. Tym bardziej, że opis składania pozostawia wiele do życzenia.

Najciekawszą pozycją wczorajszej imprezy były mega lody. Lód z automatu, kosztował dychę ale ważył, podejrzewam, koło kilograma. Każdy kto zjadł owego loda, drugiego takiego samego dostawał gratis. My sie nie zdecydowałyśmy ale kolega owszem. I zjadł! Drugiego dużego chciał więc jego żona i Tyśka wzięły po małym. No i trzeba przyznać były pyszne.



Potem oczywiście eurobungee i kule wodne. Trzeba było swoje odstać ze znajomymi, z którymi spotyka się raz w roku i do domu.




Babcia Lidzia oczywiście jedzie do sanatorium w czwartek. Czeka nas wiec pracowity weekend. Pranie, prasowanie i chyba jakieś szybkie zakupy. A Molka gryzie wszystko co napotka. Powoli gubi zęby i wyrastają jej nowe, więc w zasadzie się nie dziwię, że gryzie.


środa, 14 sierpnia 2013

O tym co było trzy lata temu

Trzy lata temu śpiewałam gromko "czterdzieści lat minęło". No minęło. I kolejne trzy również. Jak jeden dzień. Jakieś takie były ciężkie. Może dlatego tak je odczuwam.
Co tam. Mam urodzinki. Prezent podobno w domu już czeka. (Martynę bardzo świerzbi język żeby mi powiedzieć co to, ale przetrzymam ją:-). I będziemy świętować. Dobrze że jutro wolne.

Tak do pośmiania: to ja, ładne kilkadziesiąt lat temu. Zawsze ta najmniejsza.






Wracając do współczesności, Tysia ma "nową miłość" - konie. W zeszły piątek pojechała z koleżanką do stadniny pojeździć i przepadła. Pojedziemy jeszcze kiedyś i jeśli faktycznie będzie chciała to spróbujemy wziąć parę lekcji. Jak nas będzie stać!
Na razie ma na pamiątkę zdjęcia.



Nie sposób pominąć wątku lekarskiego, który na stałe związał się z naszą rodziną. babcia Lidzia już w piątek powinna pojechać na zdjęcie szwów z klatki piersiowej (z nóg zdjęli jej w zeszłą środę - tylko 96 szwów). Niestety pojawił się jakiś stan zapalny, trzeba było poczekać. Wczoraj okazało się że to martwica. Trzeba było dziś usunąć stare szwy, wyciąć chorą tkankę i na nowo zaszyć. Kolejne dwa tygodnie bez zbytniego ruchu a jeszcze dziś się dowiedziała, ze w przyszły czwartek ma się zgłosić do Ustronia do sanatorium. Podejrzewam, ze raczej jeszcze nie pojedzie. Nie ze świeżą raną. Przecież żadna rehabilitacja nie wchodzi w tym momencie w grę. Chociaż...Co wymyślą panowie z naszego NFZ? Bóg jeden wie.

Jutro świętujemy. U babci Danusi odpust. Zaszalejemy.


środa, 7 sierpnia 2013

Padam

Cóż, nie ja jedna pewnie ale ta świadomość nie umniejsza moich cierpień spowodowanych upałem. Tyśka pojechała z moją koleżanką i jej dzieciakami nad wodę a ja padam przy biurku. Schowałam właśnie termometr ze słońca bo zabrakło skali (mam do 50 stopni, jak pewno każdy). Tylko czekać aż wyrosną nam palmy. 
Nie narzekam ale nie cierpię upałów :-(
Narobiło się trochę zaległości ale i powody były konkretne. Dużo się działo, czasu nie było, trochę się nie chciało, no i ten upał!

Zacznę od tego na czym skończyłam. Dni Gminy. Nie muszę nadmieniać, ze taka impreza wymaga przygotowań, a nas było do obsługi tego wszystkiego raptem 8 osób (z ramienia Organizatora). Jeszcze w piątek wieczorem lało jak z cebra. Stadion nasiąknięty jak gąbka a my w gumiakach wieszaliśmy sponsorskie banery. W sobotni ranek wyszliśmy z domu również w stosownym obuwiu (gumowym do kolan) i słusznie bo latanie po błocie w białych adidasach byłoby nie całkiem słuszne. Potem jednak rozpogodziło się do tego stopnia, że każdy szukał cienia i okularów przeciwsłonecznych. Impreza się udała, jedzonko było pyszne (już zamówiliśmy sobie obsługę cateringową w tej samej firmie na przyszły rok), gwiazdy zbytnio nie grymasiły a wręcz przeciwnie i było super.



No i oczywiście zdjęcia z gwiazdami oraz autografy do kolekcji.


Bartek Szymoniak 


oraz Sztywny Pal Azji w większym (aczkolwiek nie pełnym składzie),


Monika Gawlińska


Robert Gawliński


Mariusz Kalaga


Urszula 

Oj, się działo. Teraz niestety musimy czekać do przyszłego roku ale po drodze mnóstwo innych gwiazd do nas zajrzy.

Dni Bobrownik zakończyły się dla nas ok godz. 1.00 w nocy a o 9.00 następnego dnia zaczęła się Akcja Lato. Dwa tygodnie wyjazdów, zabaw i warsztatów kreatywnych dla dzieciaków z całej gminy. Warsztaty w tym roku prowadziła moja skromna osoba i mam nadzieje że się udały i dzieciaki wyszły zadowolone. Tyśka oczywiście chodziła całe dwa tygodnie.






Skansen w Chorzowie








Miasteczko Twinpigs w Żorach






Dream Park w Ochabach



Park w Świerklańcu



Muzeum Fortyfikacji w Dobieszowicach






Warsztaty

*************************

Potem zaczęłam urlop. Tylko z nazwy i z niechodzenia do pracy. Najpierw zepsuł się samochód wiec jeździłyśmy wszędzie z Tyśką autobusem (kino, zakupy itp.), potem Babcia Lidzi poszła do szpitala na bajpasy do ŚCCS do Zabrza. Więc nigdzie nie mogliśmy się ruszyć bo psy. A potem babcia wróciła, leży i odpoczywa biedaczka z pociętą klatą i nogami więc nigdzie się nie ruszamy bo Babcia i psy. I po urlopie.  Może nam się uda choć na jeden dzień na Słowację skoczyć jak Babcia poczuje sie na tyle dobrze żeby zostać z psami. Ale to może pod koniec sierpnia. Dobrze że mamy własny basen, bez tego byłoby krucho.






************************

Niestety i stety obskoczyłyśmy  z Tysią wszystkich zaległych lekarzy. I może trzeba było nie skakać. Nie wiedziałby człowiek co go gryzie a tak...

Prawie w jednym terminie wypadły nam rezonansy. Młoda 23 a ja 25 lipca. Martynie wyszło że ma jakieś tam uszkodzenie łąkotki. U dorosłych to operują u dzieci nie. Podobno samo się powinno uleczyć. Tylko że teraz będziemy żyć z wizją operacji nad głową bo każda kontuzja możne się tym skończyć. Wiadomo jak to dzieci. Dodatkowo zapytaliśmy ortopedę co z tym koślawieniem stóp. A on BACH! od razu zlecenie na buty ortopedyczne. bez gimnastyki, bez zaleceń. Jeszcze rok temu nie musiała nosić wkładek bo "wyrośnie z tego" a teraz nagle buty? No ja już widzę Tyśkę w takich butach. Więc chcę jeszcze skonsultować to z innym ortopedą.
U mnie na RM wyszło jakieś zwyrodnienie kręgosłupa szyjnego. Pól roku temu zapisywałam się na wizytę do neurologa, zaraz po odebraniu wyników. Teraz okazało się że w tym czasie pan doktor jest na urlopie, mogę iść do innego neurologa ( tak, i  tłumaczyć nowemu wszystkie dolegliwości) a do mojego neurologa mogę się zapisać dopiero...na przyszły rok! Albo iść prywatnie. Kolejne 80 zł. 
Poszłyśmy z młodą na wizytę kontrolną do okulisty. Martynie wada się zmniejszyła. Nowe okulary! Mnie wada wyszła. Muszę kupić okulary! Dodatkowo obie musimy zrobić testy jaskrowe (rodzinna choroba) bo obie mamy pogłębione coś tam pod nerwami (ja w obu oczach, Tyśka w jednym). No po prostu oszaleję i chyba obrabuję bank. W sierpniu czeka nas jeszcze neurolog, alergolog i chyba prywatnie sesje biofeedback bo mimo, że czekam rok, nie mogę sie dostać z NFZ. A mnie chyba psychiatryk. Paranoja. 
 W robocie też nieciekawie. Przerabiamy jakieś zarządzanie ryzykiem, jakieś ankiety samooceny. Po co to komu w bibliotece? Kto to wymyślił i czy jest ktoś normalny kto to rozumie? Bo ja nie! No to chyba jednak psychiatryk bo jestem nienormalna.

Na koniec coś miłego. Molly nam rośnie jak na drożdżach. Uczy się wszystkiego szybko i jest przekochana, a my pogryzieni i podrapani;-)










Postaram się już być na bieżąco. Podejrzewam jednak, że na staraniach się skończy.