Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 30 lipca 2012

Półmetek wakacji

30 lipiec 2012

Kurczę, jak ten czas leci. Połowa wakacji za nami. Jak na razie siedzimy w domu. Urlop był i sie skończył. Fajny był. Na dwanaście dni urlopu, sześć byłam w pracy. Co prawda w sierpniu mam to sobie odebrać, ale...
Tyle, że Tyśka skorzystała bo byłyśmy razem. Te urlopowo-przepracowane dni spędziłyśmy na półkoloniach organizowanych u nas w GOKu. Byliśmy w kinie na "Epoce lodowcowej 4", na zawodach sportowych, na wycieczce w Parku Etnograficznym w Chorzowie i na zajęciach z psami (no jakżeżby mogła to opuścić!).

Na zawodach sportowych było niesamowicie gorąco więc dzieciaki szybko się zmęczyły. Fajna sprawa taki "Orlik".



"Epoka lodowcowa 4" - polecam całym sercem, jeśli ktoś lubi poprzednie trzy. Nic nie traci na tym że jest czwartą częścią, dialogi tak samo zabawne, a fabuła wciąga do samego końca. Z niecierpliowścią czekamy na sierpniową premierę "Madagaskaru".

W Chorzowie co prawda pogoda była w kratkę - raz upał a raz deszcz - ale było fajnie. Na wstępie dzici dostały do wypełnienia ankiety. Odpowiedzi można było uzyskać po przejściu całek ścieżki edukacyjnej. Rozczarowało mnie to, że w pełni sezonu, w czasie zajęć dla dzieci (poniedziałki są darmowe z zajeciami dla dzieci), otwarte były tylko obiekty z ankiety. Cała reszta pozamykana na dziesięć spustów. Cóż, życie;-)




Zajęcia z psami były najbardziej oczekiwanymi przez Tyśkę zajeciami. Bałam sie upału (dla tych psów upały są zabójcze) i bałam się deszczu (bieganie w błocie to żadna przyjemność) ale było tak akurat, bez słońca i minimalny deszczyk na początku. Martyna jako zaznajomiona biegła pierwsza. Nawet zbytnio sie nie zmęczyła. Potem oczywiście nie odstępowała psów. Zostały wytłamszone i wyściskane na zapas.




Zakończenie było w jednej z naszych filii. Dzieciaki miały dyskotekę i słodki poczęstunek, malowały sobie nawzajem buzie. Tysia była tą malującą. Na koniec każdy dostał dyplom i mały upominek.



To tyle jeśli chodzi o wyjazdy zbiorowe. W pozostałe dni musiałam ją wozić do Siemonii. Tam ma znajomych i dobrze się dogaduje z tamtą grupą. Poza tym zajęcia prowadzi tam Pani Bogusia, która ma takie pomysły na wykorzystanie wolnego czasu jak nikt. Zrobili mnóstow superowych rzeczy : kwiatki z serwetek, biedronki i motylki z papierowych talerzyków, zwierzątka z rolek po papierze toaletowym, pudle z waty i wiele, wiele innych.  Muszę to wszystko dopiero obfotografować. W przerwach mieli zajęcia sportowe. Zajęcia były tym przyjemniejsze, że mogła chodzić ze swoją przyjaciółką Pauliną. Niestety tylko tydzień, bo potem Paulina pojechała do babci.




Ostatnią sobotę spędziliśmy rodzinnie. Spotkaliśmy się z "wujkiem Tomkiem" - bratem babci Danusi. Przyjechali w czwórkę. Cały dzień spędziliśmy, z racji upału, u nas przed domem. Na obiedzie byliśmy u babci a po obiedzie pojechaliśmy pokazać im nasze okolice. Wylądowaliśmy nad zalewem w Rogoźniku. Jednak było tak gorąco, że wróciliśmy do domu na kawę a potem grilla. Dziewczyny od razu wykorzystały i wskoczyły do basenu.
Na następne spotkanie nie musimy czekać rok. Prawdopodobnie pod koniec września (czeka na termin) babcia Lidzia jedzie do sanatorium do Ciechocinka a to tylko kilkadziesiąt kilometrów od Wieńca, gdzie mieszka Tomek z rodziną, więc jak pojedziemy babcię zawieźć to wstąpimy ich odwiedzić.








1 komentarz:

  1. cudownie dni mijają u was u nas nuda i zmeczenie bierze górę :/

    OdpowiedzUsuń