Lipiec był bardzo pracowity. Ale po kolei. Pierwszy weekend lipca - Dni Gminy. Pracowicie, bo po 14-15 godzin w pracy. Od piątku do niedzieli. Upał nie z tej ziemi. My w firmowych koszulkach z grubej bawełny. Powinnam z samego pocenia się zgubić kilka kilogramów. Impreza się udała. Dopisał pogoda. ludzie, zespoły. Uff teraz rok spokoju.
Golec U Orkiestra
Bracia ( a właściwie tylko jeden)
No i szaleństwa pracownicze. Jak zwykle.
Koniec imprezy w nocy. Do domu wróciliśmy koło pierwszej. A od rana półkolonie dla dzieciaków. Dobrze, że pierwszy dzień to warsztaty w Osikowej Dolinie. Dzieci miały opiekunów a my - opiekunowie tez skorzystaliśmy.
Wycieczka na zamek Będziński i zwiedzanie będzińskich podziemi.
No i wycieczka do Krakowa , rejs stateczkiem po Wiśle i kulminacja - kręgle.
A! i jeszcze Warownia Rycerzy Pszczyńskich. Strzelanie z łuku, bitwa na poduszki, zwiedzanie warowni.Polecam.
Poza tym gorąc nie pozwalał opuszczać basenu i ogrodu.
Pies najchętniej też spałby w ogrodzie.
I wreszcie przyszły buty na wesele. Meliski nudziaki na niebotycznych obcasach. Ale wesele Młoda wytrzymała całe, dopiero nad ranem zmieniła na balerinki. Cóż...
Wesele udało się znakomicie. Dawno się już tak nie ubawiłam. Pojechałyśmy tylko we trzy. Ja, Martyna i Babcia. Tata niestety musiał się poświecić i zostać w domu. Psy i dom - ktoś musiał pilnować. Wróciłyśmy dopiero w poniedziałek. Dziękujemy Małgosi i Dawidowi za super zabawę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz