Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Klątwy ciąg dalszy

Święta w zeszłym roku były niewesołe. Na początku roku dom budowany przez Beatę i Marcina poszedł z dymem. Całkowicie. To co został nadaje się do rozbiórki. Prawdopodobnie od komina. Szczęście w nieszczęściu, ze jeszcze nie mieszkali , bo prawdopodobnie nie było by ich z nami. Teraz zaczęła się walka z ubezpieczycielem. Ale wiecie jak to wygląda w praktyce.




Prace ręczne również nam nie szły. Choinki , które miały przynieść jakiś zysk rozeszły się po znajomych i rodzinie. Jakoś tak...











środa, 20 stycznia 2016

O końcu i końcu totalnym

Najpierw cofniemy się do sierpnia. Młodej na dolnej wardze zrobiła się mała krostka. Taka twarda, bezbarwna. Myślę - nie pierwsza i nie ostatnia. Sama zejdzie. Znamię zmieniło kolor na ciemny fiolet, mimo ze wciąż było małe. W połowie sierpnia pojechałyśmy do stomatologa. Pani doktor zaraz spytała co to za "coś" na ustach. Okazało się że to może być naczyniak. Skierowanie do Kliniki Chirurgi Twarzowo-Szczękowej w Katowicach. W rejestracji trzeba być około 7 rano, żeby o jakiejś przyzwoitej godzinie zostać przyjętym. Zobaczono nas ale to była tylko wizyta kwalifikująca do ewentualnego zabiegu. Terminy zabiegów dopiero na luty 2016 !. Pani doktor zobaczyła, stwierdziła że naczyniak, że bardzo mały, bezproblemowy i kazała wyznaczyć termin zamrożenia. Chwała Panu, że nasza stomatolog napisała, że pilne (i chwała, że sama tam pracuje) termin już na początek września. We wrześniu pojechałyśmy,  jakżeby inaczej przed siódmą. Do lekarza weszłyśmy około dziewiątej a potem do południa musiałyśmy czekać , bo okazało się, ze nie ma takiej malej igły do wymrażania w poradni, jest tylko na bloku operacyjnym. Ściąganie aparatury z bloku trwało, bagatela trzy godziny. Tylko tyle dobrze, że trafiłyśmy na naszą dentystkę. Młoda już się tak nie bała. W przeciwieństwie do mnie, bo podczas podawania znieczulenia tak mi się zrobiło...że byłabym zemdlała. Ale się jakoś pozbierałam. Zamrozili. Brzydkie to było, bolało ale po półtora tygodnia zaczęło się goić. Po dwóch tygodniach zaczęło na nowo rosnąć. Znów kolejny piątek w klinice. Pan doktor stwierdził że za płytko zamrożone. jeszcze raz. Znów się ślimaczyło tydzień, potem poprawa i znów nawrót. przypominam, że to ciągle ten sam naczyniaczek , który na początku pani doktor określiła jako nie wart zachodu i ruszania. Potem prawie miesiąc gojenia i decyzja o bardziej inwazyjnym zamrożeniu. Jak zamrozili tak oparzyli całą dolną wargę. Bąbel wywinął jej wargę tak, że tydzień jadła kawałeczki wielkości jednego centymetra i piła przez słomkę. O bólu nawet nie wspominam. Goiło się bardzo długo ale chwała Panu zagoiło się w końcu w styczniu. Niestety została blizna. Zamierzałam zmusić ich do usunięcia blizny, powstałej w końcu przez ich  partactwo ale jak pomyślałam o kolejnych wizytach i niestety operacyjnym wycinaniu blizny to sobie i Martynie darowałam. Mam nadzieję, że młode ciało da sobie z tym samo radę. Obym się nie pomyliła. Takie to mieliśmy znów przygody z polską służbą zdrowia. 
Howk.

O tym jaki zły był dla naszej rodziny koniec roku jutro.